Rynek Infrastruktury
Jakub Dybalski: Warszawa jest dobrze skomunikowana lotniczo?
Prof. Elżbieta Marciszewska: Przepustowość obu lotnisk jest odpowiednia. Wiadomo, że np. Modlin mógłby funkcjonować zupełnie inaczej, gdyby od początku miał np. system ILS. Teraz on jest tworzony, ale wcześniej linie lotnicze się wycofywały, bo w przypadku mgły – z tym mieliśmy do czynienia w tym tygodniu – trzeba przekierowywać samoloty na Okęcie.
Do lotniska trzeba dojechać. Teraz do Modlina jeździ się pociągiem do Nowego Dworu Mazowieckiego i stamtąd kursują wahadłowe autobusy. Władze lotniska starają się to poprawić, ale wszystko jest kwestią organizacji. Ważne jest też skomunikowanie obu lotnisk ze sobą. Nie wszystkie tanie linie korzystają z Modlina. Pasażerowie często lądują na jednym, a lecą dalej z drugiego.
Czy Modlin w ogóle był dobrym pomysłem? Do Modlina jedzie się długo, pewnie dłużej niż wynosi standard dojazdu pasażera z centrum miasta do terminalu.
- Dla pasażera nie liczy się przelot, ale czas podróży, czyli okres od wyjścia z domu, do dotarcia do celu. Zwykle, zwłaszcza na krótkich trasach, czas w powietrzu jest krótszy niż ten poświęcony na wszystkie działania na ziemi. W potocznym rozumieniu, czas w podróży to czas stracony. To dyskusyjne, ale wszyscy dążą do tego, by go jak najbardziej skrócić. Problemem nie jest to, że Modlin jest daleko. W Europie jest wiele lotnisk położonych poza miastami, ale tak skomunikowanych, np. szybką koleją, że traktuje się je właściwie, jak położone w mieście.
Istotna w tym przypadku jest też wielkość lotniska. Jeśli to jest małe lotnisko to oczywiście pociąg dowożący i odwożący pasażerów nie będzie jeździł co dziesięć minut. Jeśli np. w Świdniku jest kilka lotów dziennie, to jasne, że transport musi być dostosowany do lotów. Choć nie każdy się z tego cieszy. We wspomnianym Świdniku było tak, że jeden pociąg był o 15. A kolejny około 18. Szefowie się cieszyli, bo pracownicy musieli zostać w pracy dwie godziny dłużej. Nie mieli czym wrócić do domów.
Jaką ocenę w skali 1–10 wystawiła by pani Modlinowi? Biorąc pod uwagę sensowność inwestycji.
Nie można go oceniać negatywnie, bo port lotniczy w północnej części aglomeracji warszawskiej jest potrzebny. Od początku był pomyślany, jako obsługujący tanie linie lotnicze. W planach władz lotniska i władz samorządowych, było bezpośrednie połączenie kolejowe z centrum Warszawy. Zostało wstrzymane, proces się opóźnił, problematyczne jest finansowanie ze strony Unii Europejskiej. Ale to nie jest długi odcinek. Trzeba dołożyć wysiłków, by to jednak zrealizować. Jest nowoczesny terminal, jest duże zainteresowanie firm, które chcą działać w ramach lotniska. Pamiętamy co się działo, gdy Modlin nie pracował. A przecież tam już działały firmy dowozowe, cateringowe i tym podobne. Pamiętajmy, że każdy milion pasażerów to tysiąc miejsc pracy na lotnisku, ale jeśli doda się efekty pośrednie to nawet cztery tysiące miejsc pracy. Jedynym wyjściem jest dołożenie starań, by to dobrze funkcjonowało.